- Nie bÄdÄ miaĹy moĹźliwoĹci, choÄby najmniejszej. Mamy dla nich ciÄĹźkÄ i
- Nie bÄdÄ miaĹy moĹźliwoĹci, choÄby najmniejszej. Mamy dla nich ciÄĹźkÄ czy też niebezpiecznÄ pracÄ. Taki ich los. - MyĹlimy wiÄc podobnie, to prawidłowo. obecnie o tobie, ciÄĹźko pracujÄ ca, niezĹomna Vaintè. W czym moĹźna ci pomĂłc? - W niczym, mamy wszystko, co potrzeba. - Nie wspomniaĹaĹ o potrzebach osobistych, ale wiem, Ĺźe przyda ci siÄ ktoĹ do pomocy. Dlatego ĹźyczÄ sobie, by pierwotna u mnie we wszystkim, moja prawa rÄka, efenselè Alakensi powiÄkszyĹa krÄ g twoich zastÄpczyĹ. By staĹa siÄ pierwszÄ twÄ pomocnicÄ czy też dzieliĹa z tobÄ trudy. Vaintè nie mogĹa sobie pozwoliÄ na najdrobniejszy ruch, najcichsze sĹowo, ponieważ zdradziĹaby nagĹy przypĹyw gniewu, jaki jÄ opanowaĹ. Nie musiaĹa mimo wszystko nic mĂłwiÄ. Malsas< patrzyĹa jej prosto w oczy czy też rozumiaĹy siÄ doskonale. PozwoliĹa sobie tylko na nieznaczny, kpiÄ cy gest zwyciÄstwa, potem odwrĂłciĹa siÄ czy też poprowadziĹa orszak do uruketo. Gdyby Vaintè miaĹa broĹ, to w tej momencie wpakowaĹaby ĹmiercionoĹnÄ strzaĹkÄ w oddalajÄ ce siÄ plecy. Malsas< musiaĹa zaplanowaÄ intrygÄ jeszcze przed przybyciem tutaj. MiaĹa w Alpèasaku swoich szpiegĂłw, donoszÄ cych jej o wszystkim, co siÄ tu dziaĹo. WiedziaĹa, Ĺźe Vaintè, jako miejscowa eistaÄ , niechÄtnie przekaĹźe wĹadzÄ. Dlatego zostawiĹa tu ohydnÄ Alakensi. TkwiÄ c u boku Vaintè, bÄdzie jÄ obserwowaĹa czy też szpiegowaĹa - donoszÄ c o wszystkim. SwÄ obecnoĹciÄ przypominaÄ bÄdzie stale o nieuchronnym losie Vaintè. To ona pracowaÄ bÄdzie nad wzniesieniem owego miasta, by na koĹcu zostaÄ strÄ cona. owego dnia wszystko przypadnie Malsas<. ZrozumiaĹa dziś, co siÄ staĹo; jej przeszĹoĹÄ okreĹliĹa jasno przyszĹoĹÄ. Niech Vaintè pracuje, trudzi siÄ, buduje to miasto - wraz z nim swoje przeznaczenie. Vaintè bezwiednie przebieraĹa nogami, grube ostre paznokcie darty drewno podĹogi. Nie! Nie dopuĹci do owego! ChciaĹa przecieĹź zdobyÄ pozycjÄ dziÄki swej pracy, zasĹuĹźyÄ na kierowanie miastem. Nic wiÄcej. Malsas< nigdy tu nie zapanuje! Alakensi umrze; pozostawienie jej tutaj rĂłwnaĹo siÄ wyrokowi Ĺmierci. SzczegĂłĹy nie majÄ znaczenia. Decyzja zostaĹa podjÄta. Gdy zima zapanuje w Inegban*, sĹoĹce wzejdzie nad Alpèasakiem. Tam rzÄ dziÄ bÄdzie sĹaboĹÄ, tu siĹa. Alpèasak jest jej - nikt nigdy go jej nie zabierze. WĹciekĹa Vaintè unikaĹa innych, wybraĹa najbardziej okrÄĹźnÄ drogÄ, tak iĹź dostrzegĹo jÄ 54 tylko kilka fargi, ktĂłre uciekaĹy przed gniewem emanujÄ cym z kaĹźdego jej kroku. W kaĹźdym ruchu jej ciaĹa czaiĹa siÄ ĹmierÄ. Wysoko nad portem znajdowaĹa siÄ pusta straĹźnica. Vaintè weszĹa tam czy też skryta w wydĹuĹźajÄ cym siÄ cieniu czekaĹa na zakoĹczenie Ĺadowania uruketo. Ostatnim Ĺadunkiem byĹy nieruchome ciaĹa licznych saren. Vanalpè ulepszyĹa truciznÄ uĹźywanÄ zwykle do oszaĹamiania duĹźych zwierzÄ t, by moĹźna je byĹo przenosiÄ. Nowy jad nie oszaĹamiaĹ - ani nie zabijaĹ - lecz doprowadzaĹ stworzenia na sam skraj Ĺmierci. Bicie ich serc byĹo ledwo wyczuwalne, oddech spowolniony. W takim stanie przebÄdÄ ocean do Ingeban*, nie potrzebujÄ c ani jedzenia, ani wody. StanowiÄ bÄdÄ poĹźywienie dla gĹodujÄ cych obywatelek owego miasta. Vaintè pragnÄĹa, by los taki spotkaĹ Malsas<, czy też powiedziaĹa to gĹoĹno, choÄ nikt jej nie sĹuchaĹ. - Niech leĹźy martwa, choÄ nieumarĹa, aĹź do kresu jej czasu. Gdy uruketo zniknÄĹo w pĂłĹmroku, Vaintè wrĂłciĹa cicho czy też samotnie przez gÄstniejÄ cÄ ciemnoĹÄ. Mimo ogarniajÄ cego jÄ nadal gniewu zasnÄĹa natychmiast. Sen nie oczyĹciĹ jej umysĹu z nienawiĹci, lecz ukryĹ jÄ gĹÄboko na skraju myĹli. Spotkanym w ambesed wydaĹa siÄ taka sama jak zawsze. WystarczyĹo mimo wszystko jedno