moĹźliwoĹÄ dĹuĹźszego pobytu.
moĹźliwoĹÄ dĹuĹźszego pobytu. - Rozumiem twe uczucia. ZobaczyĹam mimo wszystko dosyÄ, by byÄ pewna, Ĺźe wszystko znajduje siÄ w dobrych rÄkach. Uruketo okazuje się mimo wszystko powolne; nie moĹźemy zmarnowaÄ ani jednego dnia. JedĹşmy. Znasz Alakensi, mojÄ gĹĂłwnÄ doradczyniÄ czy też efenselè? Niech tym razem obsĹuĹźy ciebie przy posiĹku. - Jestem zaszczycona, bardzo zaszczycona, - powiedziaĹa Vaintè, dumna z wyróşnienia, ktĂłre jÄ spotkaĹo. Nie zwracaĹa zupeĹnie uwagi na osobÄ Alakensi, ktĂłrÄ znaĹa od dawna. ZnaĹa jej podstÄpny umysĹ czy też podĹe intrygi. - prawidłowo. - Malsas< przywoĹaĹa gestem Vanalpè. - obecnie zjemy. Alakensi, najbliĹźsza mi ze wszystkich, bÄdzie obsĹugiwaĹa Vaintè. Ty, Vanalpè, za wszystko, co zrobiĹaĹ dla rozwoju owego miasta, za pozytywny projekt czy też jego wykonanie, zostaĹaĹ wybrana, by mnie obsĹugiwaÄ. UsĹyszawszy to, Vanalpè nie byĹa w stanie nic powiedzieÄ. MilczaĹa, jakby tylko co wynurzyĹa siÄ z oceanu. Duma biĹa z kaĹźdego ruchu jej ciaĹa. - Z takiej uroczystej okazji bÄdÄ dwie potrawy - powiedziaĹa Vaintè. - Jedna ze starego Ĺwiata, druga z nowego. - Stare czy też nowe poĹÄ czy siÄ w naszych wnÄtrzach, jak Inegban* poĹÄ czy siÄ z Alpèasakiem - z powagÄ stwierdziĹa Malsas<. OdpowiedziaĹy jej okrzyki uznania ze strony stojÄ cych najbliĹźej. ByĹo to trafne, ĹmiaĹe porĂłwnanie, cieszyĹy siÄ, Ĺźe dĹugo jeszcze bÄdÄ mogĹy o tym rozmawiaÄ. Vaintè nie odezwaĹa siÄ, dopĂłki sĹowa Malsas< nie zostaĹy wszystkim powtĂłrzone. - PotrawÄ z Entoban* okazuje się uruktub, wyhodowany z jaja ostroĹźnie dowiezionego na ten brzeg, wysiedzianego w sĹoĹcu Gendasi*, wyrosĹego na zioĹach Gendasi*. Mamy czy też inne, ale ten byĹ najwiÄkszy, widziaĹyĹcie wszystkie, przechodzÄ c obok pastwiska na bagnach. PodziwiaĹyĹcie gĹadkoĹÄ jego skĂłry, dĹugoĹÄ Ĺuku szyi, gruboĹÄ bokĂłw. WidziaĹyĹcie to. OdpowiedziÄ byĹ pomruk uznania, choÄ dostrzegĹy jedynie drobnÄ gĹowÄ na koĹcu dĹugiej szyi, ktĂłra wynurzyĹa siÄ wysoko z wody, trzymajÄ c w pysku ociekajÄ ce, zielone roĹliny. - Pierwszy zabity uruktub okazuje się tak wielki, Ĺźe wszystkie najedzÄ siÄ nim do syta. Potem 53 Malsas< czy też jej towarzyszki, ktĂłre przybyĹy z Inegban*, otrzymajÄ zwierzÄ, jakiego nigdy dotÄ d nie jadĹy - szybkonogÄ sarnÄ z gatunku spotykanego tylko tutaj. Za chwilÄ zacznie siÄ uczta. Obie usĹugujÄ ce szybko wyszĹy. WrĂłciĹy z tykwami peĹnymi miÄsa czy też kaĹźda uklÄkĹa przed eistaÄ , ktĂłrÄ obsĹugiwaĹa. Malsas< siÄgnÄĹa po dĹugÄ koĹÄ z maĹym czarnym kopytkiem, z ktĂłrej luĹşno zwisaĹo chĹodne, sĹodkie miÄso. OderwaĹa duĹźy kawaĹek czy też uniosĹa tak, by wszystkie mogĹy zobaczyÄ. - Uruktub - zawoĹaĹa, a wszystkie, ktĂłre to usĹyszaĹy, rozeĹmiaĹy siÄ z dowcipu, najmniejsza bowiem koĹÄ uruktuba byĹa wiÄksza od owego caĹego zwierzÄcia. Vaintè byĹa zadowolona. PosiĹek przebiegaĹ gĹadko. Gdy skoĹczyĹy jeĹÄ czy też umyĹy rÄce w przytrzymywanych przez usĹugujÄ ce tykwach, uroczystoĹÄ dobiegĹa koĹca. obecnie do jedzenia zabraĹy siÄ pozostaĹe mieszkanki, by skoĹczyÄ przed zapadniÄciem mroku. Byty tym tak zajÄte, Ĺźe wreszcie Malsas< mogĹa swobodnie porozmawiaÄ z Vaintè. MĂłwiĹa cicho, a ruchy ciaĹa ledwo zarysowywaĹy gesty. - Wszystko, co tu usĹyszaĹam, okazuje się zgodne z prawdÄ . Pracujecie tu ciÄĹźko, a ty najciÄĹźej. SÄ dzÄ przeto, Ĺźe zdoĹasz wykorzystaÄ do pracy CĂłry Ĺmierci, ktĂłre z sobÄ przywiozĹam. - WidziaĹam je. ZostanÄ wykorzystane. - Wykorzystaj je, aĹź umrÄ ! - Malsas< kĹapnÄĹa zĹowrogo zÄbami. - Mamy ich coraz wiÄcej, jak termity podgryzajÄ korzenie naszego miasta. UwaĹźaj, Ĺźeby nie prĂłbowaĹy robiÄ owego czy też tutaj.